środa, 28 lutego 2018

Ocalałe | recenzja






Zacznę od tego, że na ogół podchodzę do premier książkowych z nieco mniejszym entuzjazmem niż kiedyś. Z przykrością przyznaję, że większość mojego czasu pochłania szkoła i nauka, a zmęczenie skutecznie odbiera mi chęci na czytanie. Jednak (w tym momencie pragnę pogratulować samej sobie) widząc najnowszą książkę, która wkrótce miała się ukazać za sprawą Otwartego – poczułam „to coś”. Zupełnie jak rasowy czytelnik, który wyczuwa z daleka kosmiczne książkowe sztosiwo. W każdym razie, po raz pierwszy w życiu chciałam (uwaga! To może być dziwne, ale jednak) kupić książkę przed oficjalną premierą. W moim przypadku decyzją tak szybkiego zakupu był tylko i wyłącznie przeczytany fragment, który udostępniło same wydawnictwo. Okazało się to marketingowym strzałem w dziesiątkę, bo jestem przekonana, że nie tylko ja siedziałam jak na szpilkach w oczekiwaniu na Ocalałe.

Co można powiedzieć o tej książce? Niewiele.


FABUŁA

Akcja Ocalałych rozpoczyna się telefonem od Jeffa. Adresatem tego połączenia jest oczywiście sprawczyni całego zamieszania, nasza główna bohaterka – Quincy (nie wiem jak Wam, ale mi to imię strasznie się podoba). Na pozór dziewczyna jak każda inna – ma przystojnego chłopaka – prawnika, prowadzi dobrze zapowiadającego się bloga kulinarnego i żyje z dnia na dzień. Niestety to tylko pozory. Pod maską normalności kryje się dziewczyna, która jako jedyna przeżyła masakrę w Pine Cottage – Ocalała. Poza nią są dwie Ocalałe, które kiedyś doświadczyły podobnego koszmaru. I choć Quincy szczerze nienawidzi tego przydomka, wiadomość o samobójstwie jednej z nich całkowicie nią wstrząsa. Jakby tego wszystkiego było mało, Sam – również należąca do tego grona – pojawia się w jej życiu i przewraca je do góry nogami.



XANAX Z SOKIEM WINOGRONOWYM + TAJEMNA SZAFKA

Quincy to bohaterka, którą polubiłam ot tak, z miejsca. To na pewno coś na kształt babskiej solidarności, aczkolwiek muszę się w tym miejscu przyznać, że ja wprost uwielbiam tego typu postaci. Dziewczyna to absolutna dziwaczka. Ma przystojnego chłopaka, popularnego bloga i „zdrowe” życie – to na pewno, jak się spojrzy raz. Za drugim razem widać dziewczynę, która jest uzależniona od xanaxu, kradnie błyskotki i żyje w samotności. Quincy to (wiem, że zawsze tak opisuje bohaterów, aczkolwiek lubię podkreślać, że każdy jest inny, wyjątkowy i ciekawy) postać specyficzna. Bywa, że biernie obserwuje jak jej życie się przewraca do góry nogami, ale bywa również, że wrzeszczy, broni swojego i rzuca przedmiotami, jak rasowa furiatka. Ponadto na swój własny sposób i użytek, na swoich zasadach trochę pogrywa sobie z ludźmi. Oczywiście w końcu sobie to uświadamia za sprawą drugiej (równie barwnej) bohaterki, którą tak samo lubię. Zaznaczam, że to, iż bardzo lubię te dwie postacie, nie oznacza, że w trakcie czytania nie miałam ochoty ich uderzyć :D


TANI, BANALNY AMERYKAŃSKI HORROR

Ocalałe to książka wielowątkowa. Na pierwszym planie oczywiście pojawią się: trauma Quincy, pozory normalnego życia, czy też toksyczna relacja głównej bohaterki z Sam. A gdzieś tam w tle widać i uzależnienie, i relacje rodzinne, i relacje partnerskie – jednym zdaniem jest naprawdę różnorodnie. Ja osobiście najbardziej zwróciłam uwagę na związek Quincy z Jeffem oraz przyjaźń Quincy z Sam. Myślę, że wszystko jest „fajnie” dopracowane i przedstawione. Trzeba przyznać, że Pine Cottage przypomina mi leśną chatę rodem z amerykańskich horrorów (pierwsze skojarzenie to Śmiertelna gorączka). Nie jest to jednak żadną ujmą, bo takowych filmów jestem fanką. Na początku pomyślałam, że to może nie wyjść, bo jest a) oklepane, b) nudne, c)naciągane. Jestem milutko zaskoczona. W ogóle ten rok już u mnie zapunktował, jeżeli chodzi o super thrillery psychologiczne. Proszę, niech ta dobra passa się nie kończy!


OCALAŁE LEPSZE NIŻ NARKOTYKI

Autorka zafundowała mi emocji co nie miara. Dziwię się, że nie zaczęłam chodzić po ścianach, bo w pewnym momencie nie mogłam wysiedzieć w jednym miejscu. Jedno jest pewne – nabawiłam się nerwowych tików, ale wiecie co? Warto było! Akcja ma swoje tempo, które jest idealnie dostosowane do danego momentu. Zwalnia i przyśpiesza, tam gdzie trzeba. Dla mnie nie było to żadnym problemem (wątpię, że coś mogło mi zabrać przyjemność z czytania tej lektury). Napięcie jest budowane warstwami, co daje świetny efekt. W pewnym momencie wszystko się tak nawarstwia, że (uwaga, nowa choroba) można dostać czytelniczej szajby :D

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie wiadomo, jak bym się nie starała, to i tak bym sobie nie wymyśliła takiego rozwiązania tej sprawy. ZASKAKUJĄCE! Wielkie brawa dla autorki!


TECHNICZNIE

Quincy okazała się bardzo przyjemnym narratorem, w czym niewątpliwie „pomogła” jej autorka. Jej styl pisania jest naprawdę świetny – lekkie pióro, ekspresja i ciekawy przekaz, to z pewnością wielka zaleta tej książki. Poza tym mamy do czynienia z fabułą ciekawą i wciągającą, a wszystko jest ze sobą świetnie zgrane. Książka jest pisana w dwóch czasach, z dominującym trybem teraźniejszym. Drugi tryb to przeszłość, a dokładniej wspomnienia z dnia masakry w Pine Cottage. Jeśli chodzi o postacie, to ich kreacja również mnie nie zawiodła. Doszukałam się w każdej z nich różnorodnych konstrukcji psychologicznych. A najlepsze w tym wszystkim było to, że pomimo wielu „schematycznych” osób (jak fałszywa przyjaciółka, manipulantka czy też ofiara tychże amnipulacji) i ich zachowań, nie doczekałam się oczywistości lub banalności. Wręcz przeciwnie – dostałam świetny, nieco zagmatwany kryminał, dla którego całkowicie straciłam głowę!


NA KONIEC

Ocalałe to odpowiedź na pytanie, jak stałam się fanką Riley Sager. Ta książka łączy w sobie wszystko, co cechuje dobry thriller psychologiczny – wciągającą akcję, ciekawą kreację postaci oraz zaskakujące zakończenie. Pomijam momenty, w których emocje sięgały zenitu i to, że prawie poobgryzałam wszystkie paznokcie. Akcja toczy się swoim tempem i wciąga nas w wir zagadek, a my błądzimy i ani trochę nie zbliżamy się do ich rozwiązania.

Czytelnik szaleje podczas lektury [TESTOWANO NA LUDZIACH]!




Tłumaczyła Aleksandra Wolnicka
Riley Sager, Ocalałe, stron 432, Wydawnictwo Otwarte, 2018

★★★★★★★★★★
(arcydzieło)
1

niedziela, 21 stycznia 2018

Przedpremierowo!!! "Kredziarz" C.J. Tudor






 Kredziarz jest zaopatrzony nie tylko w piękną okładkę (o tak, z jakże cudnym grzbietem, który będzie majestatycznie prezentował się na półce), intrygujący opis pobudzający zmysły do czerwoności czy chwytliwy, niebanalny tytuł. Jest również owiany niewątpliwie imponującą promocją medialną. Dzisiaj odpowiem Wam na następujące pytanie: Czy nie jest to aby zwykły gniot zapakowany w czarujący papierek?

Co można powiedzieć o Kredziarzu? Z pewnością nie to, że jest nijaki i banalny. Mnie kupił swoją specyfiką i bezkompromisową szczerością.

Takie debiuty to ja chcę zawsze, C.J. Tudor proszę pisz jak najwięcej takich Kredziarzy. 

„Ktoś mi kiedyś powiedział, że sekrety są jak odbyty. Wszyscy je mamy, ale jedne są brudniejsze od innych.”

Poza tym będzie długo i namiętnie, więc radzę uzbroić się w cierpliwość ;)




Dzieci i ryby głosu nie mają

Kreacja bohaterów to wielka zaleta tej historii. Każdy z nich ma zupełnie inną psychikę i osobowość, a to dało tej książce bardzo dużo. Nie oszukujmy się – w kryminale fundamentem jest ciekawa, nieoczywista i owiana mgiełką tajemnicy (rozwiązana zagadka musi mieć nierozwiązane wątki *ja tak to widzę*) zbrodnia, lecz zaraz po niej najbardziej kluczowi są bohaterzy, którzy towarzyszą nam do jej rozwiązania. A chyba nikt nie chciałby w tej kwestii flaków z olejem, które psują efekt finalny swoją cuchnącą nudą?

Tak więc cały efekt wypełniają naturalne i niewymuszone charaktery. Najlepszym posunięciem w tej książce – za to autorce należą się pokłony – było umieszczenie w niej dzieci. A dokładniej bandy dwunastolatków, do bólu szczerych i w pewnym sensie niewinnych, a wszystko to jak przystało na dzieci. Z perspektywy małego Eddiego poznajemy mieszkańców miasteczka – dorosłych z wieloma mrocznymi tajemnicami. Kolejnym plusem jest sama charakteryzacja paczki przyjaciół i jej różnorodności: inne charaktery, inna sytuacja materialna, inni rodzice i inne spojrzenia. Jestem pod wrażeniem bardzo wiarygodnych opisów dziecięcych spostrzeżeń, od razu rzuca się w oczy, że Autorka w tym temacie ma ogromne pole do popisu.

„Wszystko to były wymysły, ale plotki są jak zarazki. Roznoszą się i mnożą w mgnieniu oka i zanim się człowiek zorientuje, wszyscy są zarażeni.”

Kolejną interesującą kwestią jest opis rodziców. Mama i tata Eddiego są po trosze ekscentryczni i dziwni, w dobrym znaczeniu tego słowa, bo również są jakimś napędem tej książki i kolejną złotówką do jej bogactwa. Ona pracuje w klinice aborcyjnej, on natomiast jest pisarzem, któremu niezbyt się powodzi. Ona nie ma za wiele czasu dla syna, ale kocha go bezdyskusyjnie, a on jest totalnym hipisem i naprawdę spoko ojcem. Ojca polubiłam od razu – broda, koszule w kwiatki i pieczenie ciasteczek z synem, to jedynie nieliczne powody tej sympatii. Oprócz tego ukazany został jak – duży subiektywizm – osoba myśląca bardzo logicznie, a nadto dobra i taka naprawdę, sto procent ludzka. Pisząc to mam na myśli jego wady i słabości.

Poza tym zostaje matka Hoppa oraz rodzice Grubego Gava, można powiedzieć niebo a ziemia, bo różnią się diametralnie. Gwen jest niezbyt zamożna i wychowuje syna samotnie, pracuje jako sprzątaczka i chwyta się każdej możliwej fuchy, a z synem i psem żyją w brzydkiej i biednej dzielnicy. Co innego Gruby Gav – ma rodziców bogatych i gotowych spełniać wszystkie jego zachcianki, mieszka w pięknym domu z dużym zadbanym ogrodem i wszyscy mu zazdroszczą. Tutaj włącza mi się temat rzeka – Gwen poświęca całe swoje życie pracy, która tak naprawdę nie daje jej w efekcie nic. Poza tym jest cicha, z lekka zacofana i „zawsze mówi, jakby kogoś przepraszała”. Zgrozą i szczerą niechęcią napawa mnie niesprawiedliwość tej książki, ale co można powiedzieć? To po prostu samo życie. Mimo wszystko „fajnie” pokazana jest przyjaźń bez podziałów – dla dzieci nie jest ważne ile masz pieniędzy, ani też jakiej jesteś płci.



Wyjęty cytat z Biblii

„Może jednak Kościół upodobnił się do centrów handlowych w większym stopniu, niż myślałem. Niestety, mój koszyk jest nadal pusty.”

Innym rodzicem okazał się wielebny Martin i zapewniam Was, że takim, którego nie życzyłabym nikomu. Jest on ukazany bardzo negatywnie i też tak zostaje odebrany. Mężczyzna to konserwatysta do wyrzygania, zaślepiony ideologią i myślący zupełnie nieracjonalnie. A największy nacisk kładłabym na to, że on po prostu tonął w hipokryzji, a dokładniej w hektolitrach hipokryzji. Albowiem wielebny okazał się zakłamanym egoistą.

„Gdy teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że tak jak wielu radykałów, ci ludzie naprawdę wierzyli, że robią coś dobrego, że przyświeca im jakiś wyższy cel. Tym łatwiej było im usprawiedliwić wszystkie paskudne rzeczy, do jakich się posuwali.”

Autorka baaardzo dużo czasu poświęciła religii, za co od niektórych, jestem pewna, zbierze solidne cięgi. Co tu dużo mówić? W ten temat (i moje osobiste poglądy, zbieżność maksymalna) wstrzeliła się bardzo dobrze i tak samo uraczyła nas złotymi myślami. Chcąc nie chcąc nie można się z nią nie zgodzić, bo spostrzeżenia są tak trafne jak żadne inne, które wcześniej miałam okazję przeczytać. I tutaj chciałabym powiedzieć, że jestem zachwycona tą książką, BO jest tak mądra, ciekawa i zwyczajnie dobra, że aż chce się więcej takiej literatury.

A jeśli chodzi o aktualności, to jak już wspominałam wcześniej, przewinął się również temat aborcji, a co z tym idzie demonstracji. Zderzenie dwóch zupełnie innych planet o różnych poglądach. Tutaj również ciekawa kwestia, więc ponownie zachęcam do osobistego zapoznania się z nią.



Co mały Eddie zrobił, dorosły Ed nie zapomni

Narrator jest tylko jeden i jest nim wspomniany Ed, aczkolwiek narracja ma dwie perspektywy – małego chłopca i dorosłego mężczyzny. Swoją drogą język powieści jest niewymuszony i lekki, co sprawia, że czyta się szybko i przyjemnie. Różnica czasu to 30 lat, przy czym lata dzieciństwa to wspomnienia, z których zapoznajemy się z całą historią. Ten zabieg okazał się być kolejnym korzystnym posunięciem Autorki. Na początku o wiele bardziej podobała mi się historia z perspektywy chłopca, aczkolwiek później obie przeplatały się tak irytująco ciekawie, że nie zwracałam już na to najmniejszej uwagi. Co najlepsze – Autorka wyczuwała moją ciekawość tak perfekcyjnie, że kiedy już nie mogłam wysiedzieć, a moje nerwy zostały porządnie zszargane, ona kończyła i przenosiła mnie z powrotem w teraźniejszość, bądź przeszłość w zależności od tego, gdzie akurat byłam.

„Nic tak nie gasi w człowieku zapału do urżnięcia się w trupa jak kontakt z innym pijakiem.”

Ed trochę przypominał mi bohaterkę Dziewczyny z pociągu, bo jak możecie się domyślić, za kołnierz to on nie wylewał. Poza tym czułam się dobrze w jego towarzystwie i bardzo odpowiadały mi jego niezwykłe (żeby nie napisać specyficzne :D) poczucie humoru i osobowość. Szczerze go polubiłam, mimo że czasami postąpiłabym inaczej niż on. Osobą był naprawdę okej, ale z żalem muszę przyznać, że jego dorosłe życie było nudne i nijakie (niestety). Nie miało to jednak wpływu na akcję i jej zawrotne tempo.

Widać tutaj też niemałą przemianę wszystkich postaci. Z beztroskich dzieciaków przeistaczają się w dorosłych ludzi, z bagażem doświadczeń i traumatycznych wspomnień.

Poza tym jak na „przeciętny” kryminał, to śmiertelność jest tu nieprzeciętna. Śmierci w tej książce jest tyle, co trafnych spostrzeżeń. Pal licho same umieranie, gorszy jest jego sposób. Ja po tej książce jestem autentycznie wystraszona perspektywą starości, bo – O tak, moi mili! – nie wszyscy tam umierali wskutek morderstwa. I może jestem dziwna, ale te drugie sposoby mną wstrząsnęły o wiele bardziej. Te wszystkie choroby to kolejne okropieństwo, które z rzeczywistością ma, nad czym ubolewam, wiele wspólnego.

Wiecie dlaczego ta książka może bez żadnej skazy przyjąć tytuł wybitnego thrillera psychologicznego? Podczas czytania opisów i przemyśleń ja naprawdę to czułam. Byłam wprost oczarowana zdolnościami pisarskim i spostrzegawczością Autorki, która pisała jak świetny psycholog. Bardzo trafnie zostały ukazane słabości i wady ludzkie, a także wpływ społeczeństwa, rodziców i sytuacji na bohaterów. Nie wiemy co my byśmy zrobili w danej sytuacji i możemy się tylko tego domyślać. Bardzo łatwo jest coś oceniać, będąc (brzydkim) ignorantem.



Matematyka i stereotypy

O dwóch rzeczach, z którymi się nie lubię. Tytułowy Kredziarz wydał mi się postacią mistyczną i trochę nie pasującą do całej akcji (gdy go poznałam), aczkolwiek nie bez powodu miał on w książce swoje miejsce. Nawet, jeśli do tej pory zastanawiam się nad jego rolą i tym, dlaczego „został tytułem książki” – właśnie po napisaniu tego zdania mam już hipotezę (cała ja). W każdym razie uwielbiam tę postać na równi z Edem i jego ojcem, serio. Pan Halloran to nauczyciel po trzydziestce zakochany z wzajemnością w szesnastolatce, a co z tym idzie obleśny pedofil, nadający się do spalenia na stosie! Ludzie dobrej woli mimo swej całej niezmierzonej miłości do bliźniego, prawdziwi i szanujący się chrześcijanie, plują mu w twarz. Wyczuwam hipokryzję, Wy też? Żałuję, że Autorka poświęciła mu tak mało miejsca, bo był on naprawdę dziwaczną postacią, którą polubiłam, a która (MINI SPOILER ALERT!) skończyła smutno i tragicznie. Może mam wypaczone poczucie romantyzmu, ale ten wątek był piękny i urzekający. Poświęciłam mu kilka (w dużym, ogromnym, gigantycznym cudzysłowie) łez.

„ Musisz zrozumieć, że bycie dobrym człowiekiem nie polega na śpiewaniu hymnów czy modleniu się do jakiegoś mitycznego bóstwa. Nie chodzi o noszenie krzyżyka i chodzenie co niedziela do kościoła, ale o to, jak traktujesz innych ludzi. Dobry człowiek nie potrzebuje religii, bo wystarczy mu przekonanie, że postępuje właściwie.”

Jak się okazuje (brakowało mi tego w literaturze) Autorka poświęciła sporo czasu również na kwestię dużej różnicy wieku w „związkach”, a jednak nie oceniała ich. Były w tej książce trzy takie pary, każda ukazana inaczej. Wiem, że robię się nudna, ale naprawdę warto przeczytać tak piękną i wartościową książkę! Kto by pomyślał, że tak opiszę thriller, a jednak...

Co mi się nie podobało

Jeśli chodzi o to, co mi się nie podobało, to jest również kilka rzeczy:
©     Niezakończone wątki lub zakończone nie tak jak chciałam (wiem, że zachowuję się jak rozkapryszona dziewczynka, ale to wina tak świetnej książki :p). W niektórych był ogromny potencjał i z całego serca żałuję, że nie mogłam przeczytać o nich choć kilka(dziesiąt) kartek więcej.
©     Relacja Chloe z Edem. Myślałam w swej romantycznej głupocie, że może coś między nimi będzie, bo tak „fajnie” się dogadywali i w ogóle, no ale cóż… Jest mały zawód.
©     To jest coś w stylu podobało mi się bardzo, ale nie podobało mi się wcale. Prawda jest taka, że jestem obrzydliwą marzycielką i idealistką i … nie mogę za nic pogodzić się z przemijaniem ludzi i miejsc i za każdym razem to boli mnie tak samo. Gdy czytałam jak wszystko zmieniło się po tych trzydziestu latach, to z trudem powstrzymywałam łzy żalu. Tutaj Autorka mnie złapała i dobiła.
©     Zbyt mało… wszystkiego. Mam ogromny niedosyt połączony ze świadomością nieuchronnego. Wiadomo samo przez się, że wszystko się kończy i zmienia, ale ciężko mi było się z tym pogodzić. Czułam się tam tak dobrze, że z przykrością patrzę na tylną stronę okładki Kredziarza.

„Problem w tym, że prawdy nie można sobie wybrać. Prawda ma to do siebie, że po prostu jest.”

Z drugiej strony cieszę się, że ta książka jest właśnie taka, a nie inna. Nie zmieniłabym w niej nic, pomimo, że nie wszystko mi się podobało.

Książka porusza wiele ważnych i aktualnych problemów, myślę, że warto zapoznać się ze spojrzeniem, które prezentuje.

Podsumowując

Kredziarz to wyjątkowo mądra i wartościowa, a zarazem słodko-gorzka historia, którą zapamiętam na długi czas i pewnie niejednokrotnie do niej wrócę. Jest w niej wiele tematów kontrowersyjnych, wiele trudnych wyborów, ogrom emocji i świetnie ukazana psychologia człowieka. Ja pokochałam ją za bezkompromisowość i specyfikę, a także za człowieczeństwo, które jest w niej zawarte. Jestem absolutnie i bezdyskusyjnie oczarowana tą historią i polecam ją wszystkim bez wyjątku!



Tłumaczył Piotr Kaliński
C.J. Tudor, Kredziarz, stron 384, Wydawnictwo Czarna Owca, 28.02.2018

★★★★★★★★★★
16

niedziela, 14 stycznia 2018

Zapowiedź: "Kredziarz" C.J. Tudor





Witajcie Człowieki! :”)


2018 rozpoczął się dla mnie bardzo ciężko – zarówno w życiu prywatnym, jak i w jakimkolwiek innym ;p W każdym razie Sylwestra spędziłam z Alwyn Hamilton i jej Zdrajcą tronu, co okazało się (yay!) szczęśliwą zapowiedzią nadchodzącego roku! A z książką trafiłam wyśmienicie, bo kto czytał ten wie, że to jest coś cudownego i to bez dwóch zdań. To taka moja pizza, a uwierzcie mi, że pizza jest dla mnie bardzo ważna i sprawia, że wpadam w euforię – jednym zdaniem: lek na całe zło (wiem, jestem szalona :D). W każdym razie Zdrajca tronu ( w tym Buntowniczka z pustyni) jest taką właśnie moją pizzą – uwielbiam tę książkę, ale nie o tym tutaj ;p

Swego czasu na LC można było wysłać zgłoszenie i otrzymać przedpremierowo egzemplarz Kredziarza. Moje wątpliwe życiowe szczęście w końcu się ocknęło, i oto proszę – będziecie mieli okazję zajrzeć tutaj wkrótce i poczytać o Kredziarzu! Bardzo mnie ta myśl cieszy i oczywiście nie mogę się doczekać aż zabiorę się za tę lekturę. Dzisiaj mam dla Was mały przedsmak tego świetnie zapewniającego thrilleru ;)

A co możemy przeczytać w informacji prasowej?

Już kilka miesięcy przed premierą „Kredziarz” („The Chalk Man”) stał się internetową sensacją. W sieci pojawiły się setki entuzjastycznych recenzji czytelników, którzy mieli szansę zapoznać się z książką przed jej oficjalnym wydaniem. W czym tkwi niespotykana siła tej historii o dziecięcej zabawie, która wymyka się spod kontroli i doprowadza do makabrycznych wydarzeń? W Polsce będziemy mogli się o tym przekonać już 28 lutego.

Upalne lato 1986 roku. Dwunastoletni Eddie i jego banda spędzają wakacje jak typowe nastolatki – jeżdżą na rowerach, budują szałasy w lesie, biją się z miejscowymi łobuzami. Wszystko zmienia się w dniu tragicznego wypadku, do którego dochodzi w wesołym miasteczku. To wtedy Eddie po raz pierwszy spotyka Kredziarza i poznaje nową zabawę opartą na rysowaniu kredowych ludzików. Coś, co wydawało się niewinną grą, wkrótce doprowadza przyjaciół do makabrycznego znaleziska – w głębi lasu odkrywają rozczłonkowane zwłoki...

Trzydzieści lat później, gdy zbrodnia wydawała się już dawno wyjaśniona, Eddie i jego przyjaciele nieoczekiwanie otrzymują listy z kredowymi rysunkami. Muszą ponownie zmierzyć się z ponurą przeszłością. Czy latem 1986 roku sprawa faktycznie została rozwiązana? Kto tak naprawdę był katem, a kto ofiarą?

C.J. Tudor niezwykle barwnie oddaje klimat lat 80., w których beztroskę dorastania przerywają wydarzenia z sennego koszmaru. Każdy ma mroczne sekrety, skrywa swoją drugą twarz, a dzieci okazują się postaciami nie mniej skomplikowanymi i targanymi namiętnościami niż dorośli. Nie bez powodu „Kredziarza” porównuje się do takich fenomenów popkultury jak serial „Stranger Things”, czy „To” Stephena Kinga.

Książka C.J. Tudor to jedna z najbardziej oczekiwanych powieści 2018 roku. Tylko na portalu Good Reads jeszcze przed premierą pojawiło się prawie 400 recenzji, a 5 tysięcy osób zadeklarowało, że chciałoby książkę przeczytać. Czytelnicy w swoich opiniach podkreślali niezwykły warsztat powieści, w której okrucieństwo w zaskakujący sposób miesza się z nostalgicznym wspomnieniem dorastania w latach 80. Dzięki sławie, która go wyprzedza, „Kredziarz” stał się debiutem z najszybciej sprzedającymi się prawami do publikacji w historii rynku wydawniczego.

C.J. Tudor mieszka w Nottingham, w Anglii, z partnerem i ich trzyletnią córką. W przeszłości pracowała jako copywriterka, prezenterka telewizyjna, lektorka. „Kredziarz” jest jej pierwszą powieścią.

Oficjalny fanpage książki: TUTAJ!

C. J. Tudor
„Kredziarz”
Czarna Owca
Premiera: 28 lutego 2018


Co sądzicie?


Wasza Zjadaczka 
7

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Nowy rok, nowy kitku, stara ja

Witajcie w nowym roku!

Mam nadzieję, jak znam życie to nie pierwszy i nie ostatni raz, że w tym roku w końcu zabłysnę systematycznością, i że w końcu będę mogła nazwać się pełnoprawnym recenzentem i blogerem (nie uśmiechając się przy tym sarkastycznym uśmiechem).

Jak to ja, wpadłam też na kilka nowych pomysłów, daj Bóg, do szybkiego i pomyślnego zrealizowania. Pierwszym z nich jest nowa blogowa zakładka „Sprzedaż”. A to wszystko dlatego, że coraz częściej zadzieram nosa podczas czytania i z roku na rok robię się bardziej wybredna. Co z tym idzie, chcę zrobić miejsce na swojej półce i sprzedać te książki, które nie przypadły mi do gustu, bądź okazały się być według mojej opinii słabe. A nuż komuś z Was ta historia się akurat spodoba.

Przydałby się tutaj również jakiś cykl na rozruszanie, więc miejmy nadzieję, że wezmę się w końcu w garść i wyczaruję tutaj dla Was coś kosmicznego ;)

Kolejna sprawa to zmiana wyglądu tego mojego statku kosmicznego. Nigdy za wiele zmian na lepsze!

Więcej mnie i moich kitków, więc i fakty o mnie się wkrótce pojawią – tak na dobry początek.

No i więcej konkursów, a jak!

Czekam również na Wasze propozycje, w końcu to Wam zawdzięczam swoje istnienie tutaj!


LOVE&PEACE,

Zjadaczka
6
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.