niedziela, 29 stycznia 2017

Unpopular Opinion Book TAG


Witajcie Człowieki! ;*
Myślę, że jeśli chodzi o blogosferę, to ja jeszcze zdecydowanie raczkuję. Do tej pory zostałam nominowana tylko w Liebster Blog Award  i dwa razy wzięłam udział w Book Tour’ach (tutaj i tutaj). Zawsze bardziej skupiałam się na opiniach o książkach i całkowicie zapomniałam o innościach :D
Aż pewnego dnia zostałam nominowana do książkowego Tagu. Było mi baaardzo miło, że Pola z bloga Czytam, piszę, recenzuję, polecam o mnie pamiętała. A jednak odpowiedź mi trochę czasu zajęła, nie powiem.
A więc, zapraszam na mój (jak to dumnie brzmi) pierwszy TAG.

1.   Popularna seria książek, której nie lubię.
 Cóż, ogólnie to lubię takie książki, ale kurczę, nie te. Seria The Dark Duet odpycha mnie i wcale nie dlatego, że jestem pruderyjna (yy… a nawet wręcz przeciwnie). Niby na końcu jest miłość, wszystko pięknie, fajnie. Ale myśl o określeniu kobiety „seksualną niewolnicą” wbrew jej woli, wywołuje we mnie święte oburzenie. I nie, nie jestem ignorantką, wiem o co c’mon. Czytałam recenzje Justyny (pozdrawiam ;), której książki się bardzo podobały. Może kiedyś w końcu przeczytam tę serię i będę mogła śmiać się z samej siebie, jaka to byłam głupia.
Jednak na razie się na to nie zanosi.
Przyznaję, śliczne te okładki ;)

2.  Popularna seria którą lubisz, chociaż wszyscy nienawidzą.
50 twarzy Greya ! Niee no, żartowałam. Myślę, że zawsze się znajdzie ktoś, kto jednak będzie fanem owej książki. W moim przypadku odpowiedź na podpunkt drugi brzmi: Nie ma takowej.

  
3.   Trójkąt miłosny, w którym według Ciebie bohater/bohaterka wybrała złą osobę LUB związek, którego nie lubisz.
Maggie O’Dell, moja ukochana Maggie O’Dell. Dziewczyno, jak mogłaś mi to zrobić? Kibicowałam Nickowi całym sercem. Nieważne, że był aroganckim playboyem, nie umiał się bić i o jego kompetencji mogłoby się długo dyskutować. Ale ta pierwsza książka, ta druga, trzecia… Ten żar! Dalej mam nadzieję, że on wróci. Tylko, że to chyba już niemożliwe. Nie lubię Cię, Ben. W końcu mogę to „wydalić”. Co z tego, że jesteś idealny, kiedy jesteś nudny?
Nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Wielkie „buuuuu” dla Maggie. Zawiodłam się.
(Ale i tak ją kocham <3 :D)
Why, Maggie? WHY?
4.  Popularny gatunek literacki, po który rzadko sięgasz.
Obyczajówka. Nie moja (nie)bajka. Sięgnęłam po nią tak do trzech razy, co najwyżej. Tylko raz nie odłożyłam, brawo ja! Nie chce mi się czytać o życiu, które nie jest różowe i jest zwyczajne i nie zachwyca mnie nieprzewidywalnością i w ogóle NIE. To nie dla mnie, sorry bardzo.
Od razu mówię, że chce to zmienić i maybe someday mi się uda. Dla wszystkich naszych wspaniałych rodzimych pisarzy, do który się ostatnio przekonałam!


5.   Popularny bądź uwielbiany bohater, którego Ty nie lubisz.

Tysiąc razy Grey!!! Nie, to za mało. Sto tysięcy razy Grey!!! Jeeej, jak ja go nie trawię. Zjadłam tę książkę i do dzisiaj jej nie mogę strawić. Christian, nawet to imię mnie wkurza. Może serio przesadzam, ale wręcz dostaje szału macicy, kiedy czytam, że on jest „taaaki romantyczny, ojej”. Gdzie tu, k#*%a jest romantyzm? No serio? Nie wierzę. Ale przyznaję, podniecam się tematem jak każda fanka :D
Drażnisz mnie, Christianie. Twoje zachowanie, twój styl, twój chód, twoje mruganie. DAMN, GOD. Weź mi się człowieku nie pokazuj, bo pogryzę. Chociaż dzięki za to, że dzięki Tobie przestałam przygryzać wargę!
No i biedny Jamie Dornan, który w niczym nie zawinił, a jedynie zarobił. Nawet on mi się teraz źle kojarzy. Grey niszczy wszystkich XD Podobałeś mi się w Marii Antoninie, grrr, ta twoja peruka... Grey to zniszczył ;(
Kończę, bo nie skończę. Sami widzicie, jak namiętnie mogę opowiadać o tym superbohaterze ;)


Patrzcie jaki jestem słodki!

Patrzcie jaki ze mnie salonowy lew!

6.   Popularny autor, do którego nie jesteś przekonany.

Okej, czuję, że wielu z Was może tego nie zrozumieć, ale… coś mnie powstrzymuje, coś odciąga, coś trzyma. Nie mogę przekonać się do Jojo Moyes, a ta Pani nie dość, że ma taki piękny sympatyczny uśmiech, to do tego jeszcze pięknie i wzruszająco pisze. Historia Lou i Will’a mnie nie przekonuje. Ja tego nie kupuje (może boje się, że mnie złamie?).
Ostatnio moja siostra sprawiła sobie tę poruszającą powieść i nie różniła się niczym od innych, też płakała jak bóbr. Baardzo jej się spodobała, obejrzała film, a teraz namawia mnie gorąco. Tylko, że… chyba nie, chyba się nie zdecyduję. Nie teraz.


7.   Popularny wątek/motyw, którego masz już dość.
Zdarza się to CIĄGLE w literaturze erotycznej. Bez przerwy i bezustannie. 9 na 10 takich książek ma jakiś poważny problem w sobie.
Mam dosyć wszystkich tych seksownych twardzieli po przejściach, z problemami z przeszłością, z niemożnością pokochania, z potrzebą perwersyjnego seksu i z ich nieufnością oraz tajemniczością. Powiem wam coś, może o tym nie wiedzieliście… Każdy z nas ma jakieś problemy! Może to zaskoczenie, ale tak jest! Nie płaczcie nad przeszłością, przyjcie na przyszłość. Bez użalania się nad sobą no, bo helouu, twardzielom takim jak wy to chyba nie przystoi, co?



Wielkie P.S. Jestem bardzo uczuciowa, niech Was nie zwiedzie powyższy tekst. Ale mam dosyć, tak zwyczajnie, po ludzku, mam dosyć. Czy nie może powstać jakaś zabawna, trochę wzruszająca i lekka powieść o seksie? Czy każda musi mieć w sobie kupę żalu i smutku? NIE, NO WŁAŚNIE.

Mogę sobie być (okej, wiem że jestem) infantylna, ale nie ściągniecie mi z noska różowych okularków i nie zetrzecie z warg lukrowej pomadeczki. Sorry, everybody!


8.   Popularna seria, której nie chcesz przeczytać.

Szczerze mówiąc, to nie zastanawiałam się nad tym, czego nie chcę czytać, tylko nad tym co chcę :D Ale znajdzie się parę takich.
Nie najs jest dla mnie:
#1 Harry Potter
#2 The Dark Duet
#3 Kosogłos
#4 50 twarzy Greya
Raczej nie pamiętałam o wszystkim, bo sami wiecie, że wolę pamiętać te przyjemne rzeczy. Do tego znalazłabym kilka (no może ciut więcej) pojedynczych książek. Ale nie ważne… ;)

9.   Mówi się, że "książka jest zawsze lepsza od filmu", ale który film lub serial podobał ci się bardziej niż książka?
Grrrrrrr….
Niech będzie, niech stracę. Ten „mój” nieszczęsny Grey. Ale tylko dlatego, że nie słyszałam wewnętrznej bogini Any (no i raz się naprawdę fajnie zaśmiała, wtedy co podpisywała tę umowę z Greyem :D). Poza tym to dalej ja i nie podoba mi się.
Uh, pominę te miny w stylu „chce mi się kupę”.


Nie wiedziałam, że Tagi to taka świetna zabawa, serio!  Dlatego jeszcze raz dziękuję Poli, słodki buziak dla Ciebie, MUAAA :* (Pamiętaj o mnie następnym razem :D haha)
Ze swojej strony chciałabym nominować Justynę z mojego ulubionego bloga _http://ksiazkomiloscimoja.blogspot.com/_ oraz Wiolę, której recenzję też bardzo lubię _http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/_.
Pozdrawiam i liczę na Waszą odpowiedź ;)
12

wtorek, 24 stycznia 2017

Mój Anioł, czyli "Szeptem"




Rozpoczynając „Szeptem” kompletnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Nie zmienił tego nawet fakt, że „Black Ice” podobało mi się ogromnie. Natomiast teraz miałam się zmierzyć z wątkiem fantastycznym, za którym niezbyt przepadam. Możecie sobie wyobrazić mnie – rozwaloną na łóżku, obowiązkowo z tabliczką czekolady, a najlepiej dwiema i ze skwaszoną miną.

Będąc przy temacie nie mogłabym nie napomknąć, że robiłam na Ofemininie test – Najlepsza książka dla Ciebie, czy jakoś tak, no i zgadnijcie co mi wyszło… Tak, właśnie ta książka! Naprawdę byłam do niej mocno negatywnie nastawiona, bo czekałam na kolejną głupotę typu „Zmierzch”, a w to zdecydowanie nie miałam ochoty się bawić.

Pytanie tylko, czy przypadkiem nie próbowałam się odizolować od czegoś NAPRWDĘ świetnego?

Życie Nory jest do bólu normalne. Chodzi do szkoły, ma bardzo dobre stopnie i zwariowaną przyjaciółkę Vee. Jej mamy zazwyczaj nie ma w domu, bo praca zmusza ją do ciągłych wyjazdów. Dziewczyna ma zatem więcej swobody od rówieśników, ale jest uczciwa wobec matki i nie próbuje nadużywać jej zaufania. Ot, zwykłe życie nastolatki. Zmianą okazuje się być z pozoru zwyczajna lekcja biologii, kiedy to Nora zmuszona jest siedzieć w jednej ławce z tajemniczym, nowym kolegą – Patchem. Wspólne zadanie to dobry pretekst, by lepiej się poznać. Problem w tym, że Nora nie ma na to najmniejszej ochoty.

Czytając najwięcej czasu spędzamy z Norą, bo to ona jest narratorką całej akcji. A więc, ciągle jesteśmy z boku i mamy okazję oglądać wszystko na bieżąco. Nasza bohaterka to zdecydowanie dziewczyna, którą da się polubić. Może jest trochę nieśmiała, skryta i uparta, ale najważniejsze w tej historii jest jej inteligencja, która szybko pozwala jej kojarzyć fakty. Trochę mnie drażniło jej ciągłe ocenianie Patcha, ale z jednej strony (moi znajomi wiedzo ;) rozumiem tą dziewczyńską ciekawość. Mówią, że denerwują nas w ludziach nasze własne wady, „that’s right!” chciałoby się rzec. W Norze doceniłam przede wszystkim jej chęć walki i lojalność w stosunku do przyjaciółki. Vee bywała irytująca, np. wtedy, gdy opowiadała głupoty Elliotowi lub kiedy naiwnie go broniła. Jednak byłabym w stanie powiedzieć, że wnosiła nutkę szaleństwa i zamieszania do całej tej „przygody”. Zaciekawiła mnie postać pani psycholog, bo epizody z nią były bardzo krótkie i z pozoru niewiele wnosiły do akcji. Zastanawiałam się, po co wplątywać w historię tak niepasujące części, ale jak się można było spodziewać – po coś na pewno. Elliota i Julesa trochę zignorowałam, a nawet dałam się oszukać Autorce (śmiech), to pewnie za poprzedni raz, kiedy uznałam zagadkę za zbyt łatwą. Nie nie, moi Drodzy to bynajmniej nie jest spoiler! Zabrakło mi w tym wszystkim Patcha, a wydaje mi się, iż to on powinien grać w tej książce pierwsze skrzypce, może troszkę w cieniu Nory. Autorka bardziej skupia się na narratorce, przez co ani nie wiem co u Patcha, ani nie mamy okazji go bliżej poznać, ani też nie możemy go czasem zapamiętać. Uważam też, że ta jego tajemniczość jest trochę zbyt przesadzona, bo wiemy o nim tylko tyle, że ma na imię Patch i pracuje w Granicy. Opisy wyglądu całkiem okej, dobrze zachowane, co mnie niezmiernie cieszy, bo lubię wiedzieć z kim mam do czynienia.

Ah, akcja mknie niczym konie wyścigowe i powala na łopatki swoją treścią. Dosłownie. Dobrym przykładem jestem ja – całkowicie przepadłam. Ta książka to mieszanka gatunków, od romansu po fantasy aż do dreszczowca. Z czystym serduszkiem stwierdzam, że „Szeptem” zasłużyła na wszystkie słowa uznania. Pozytywnie mnie zaskoczyła, a przy okazji oczarowała. Ta sytuacja z kloszardką, pokazała mi, że pokocham tę serię tak jak wszyscy inni. Wszystko tu jest osnute mgiełką tajemnicy. Podobał mi się zabieg z opisem miasta (jeeej, to takie w moim stylu, że mam dreszcze). Aura niebezpieczeństwa, mgła i deszcze, tak zwyczajna szarość – horror, w którym nic nie jest oznaką nadchodzącej rzezi. Początek nie wróżył aż tak dynamicznej akcji, więc to zaliczam jako kolejne pozytywne zaskoczenie. Kiedy zaczynałam książkę nie czułam aż tak silnej potrzeby zakończenia jej jakoś szczególnie szybko. Natomiast z ilością przeczytanych kartek, wzrastał mój „apetyt” na nią. Język Autorki, tak jak poprzednio, lekki i przyjemny, ułatwiający czytanie. Bez zbędnych zabiegów filozoficznych i zawiłości. Wszystko dzieje się chronologicznie, więc nie pogubimy się w akcji. Chociaż miałam takie chwilowe zaćmienia, jak opisywane były (znienacka), np. wizje.

Cóż mówić więcej? Becca Fitzpatrick pokazuje swoją wartość na rynku książki, oficjalnie mogę przyznać, że osławione „Hopeless” ustępuje tej książce i to bardzo. Autorka z miejsca stała się jedną z moich ulubionych.

Co do szaty graficznej – prezentuje się zjawiskowo, ale trochę sceptycznym okiem patrzę na czcionkę opisu. Nie mniej jednak stwierdzam, że moje oko się raduje, kiedy widzę ją na półce. Szkoda tylko, że jest z biblioteki :D haha Jestem spokojna, bo na 100 ją kupię i będę męczyć jeszcze nie raz.

To jest ten moment, kiedy zamiast widzieć swoje uprzedzenia, trzeba trzeźwo spojrzeć, poznać, a dopiero wtedy ocenić. Czuję, że każda chwila z tą książką była wyjątkowa i ta historia już na stałe wpisała się w serduszko, bo urzekła mnie swoją niepowtarzalnością i niebanalnością. Zdecydowanie najlepiej „zmarnowany” czas! Serdecznie polecam wszystkim!



Tłumaczenie: Paweł Łopatka
Becca Fitzpatrick, Szeptem Tom 1., stron 343, Wydawnictwo Otwarte, 2010
★★★★★★★★★


18

sobota, 21 stycznia 2017

Nadzieja, czyli "Jeździec miedziany"




Nie zacznę efektownie, bo nie wiem od czego. Zawsze kiedy chcę powiedzieć coś o tej książce, która skradła mi serce, staje się niemową. Stać mnie tylko na banały w stylu „cudowna” czy „świetna”. Uwierzcie mi, że to zdecydowanie za mało. Mam tysiąc słów, aby ją określić. Jednak kiedy chcę to zrobić ciało odmawia mi posłuszeństwa, a język splątany jest niczym supeł. Dzisiaj będzie bardzo sentymentalnie i do bólu słodko.

Nie chciałam czytać tej książki. Teraz już sama nie wiem dlaczego. Na pewno nie byłam zachwycona okładką, która jest czarna i sprawia wrażenie przygnębiającej. Opis książki średnio mnie przekonał, bo nie jestem fanką rosyjskich klimatów. Istna ironia, bo i jestem fanką romansów historycznych, i jestem pasjonatką historii. Mama mi radziła, żebym przeczytała, bo jest naprawdę świetna. A ja nie byłam przekonana. Minęło dużo, dużo czasu zanim sięgnęłam po „Jeźdźca miedzianego”. Kiedy skończyłam czułam się, jakby sama Lilu śpiewała mi do ucha: „Mama mówiła…”

„Wszystko, co miałam, oddałam Tobie. Jeśli wyjedziesz, nic mi nie zostanie.”

Zanim zacznę muszę się przyznać, że książkę zaczęłam czytać od momentu spotkania głównych bohaterów. Czas miał mi pokazać, jak gorzko będę tej decyzji żałowała. Bez obaw, później nadrobiłam te stracone chwile szczęścia.

W jednej chwili z polskiego pomorza, cofnęłam się w czasie o kilkadziesiąt lat, do radzieckiego Leningradu. Na wstępie (tym nieszczęsnym, moim własnym) spotkałam dziewczynę siedzącą na ławce i patrolującego leningradzkie ulice żołnierza. Sposób, w jaki się poznali może się wydawać zwyczajny. W końcu nieznajomi, nie raz, rozmawiają na przystankach. Tu trzeba wspomnieć o jednym z tych „magicznych szczegółów”, mianowicie sukience Tatiany i dniu, w którym po raz pierwszy się spotkali. Zwykłe rzeczy, z których autorka potrafiła stworzyć coś niesamowitego. Tania jest przeszczęśliwa, iż spotkała tak przystojnego mężczyznę, który w dodatku oferuje jej pomoc w robieniu zakupów. Kiedy ten odprowadza ją do domu (już w towarzystwie Dmitrija) okazuje się, że Aleksander zna jej siostrę Daszę. I tak, to jest ten niesamowity mężczyzna, o którym Dasza opowiadała jej rano, w ich wspólnym łóżku. Po tym kuble zimnej wody rozpoczynają się wszystkie problemy.

„My, młodzi, silni, odważni i pełni werwy padamy na kolana, zdruzgotani ciężarem życia (...)”

Wojna, blokada miasta, potworny głód, zima, śmierć, życie i tylko miłość nie uległa zmianie. Sposób, w jaki autorka połączyła ustrój polityczny, wojnę, miłość z wszystkim innym jest fenomenalny. Całość zachwyca. Codzienne spacery Tani i Aleksandra, próba ratowania Paszy, czy Łazariewo, naprawdę nie potrafię tego opisać. Miałam wrażenie, że dokładnie wszystko zostało porażająco, idealnie dobrane. Nawet imiona i nazwiska bohaterów.

Po zastanowieniu się doszłam do wniosku, iż do żadnego z bohaterów nie odczułam sympatii, czy antypatii. Tacy są, i tacy są najlepsi. Nie ma tu znaczenia kwestia mojej sympatii. Chociaż pierwszy raz zdarza mi się czytać książkę, nie odczuwając nic, w stosunku do bohaterów. Natomiast główni bohaterzy są postaciami, które się pamięta. Wszystkie zachowania Tatiany podczas Leningradzkiej blokady zapadają w pamięć, ukazują ją, jako dzielną kobietę. Jestem też bardziej, niż pewna, że niejedna kobieta mogłaby zakochać się w takim mężczyźnie, jak Aleksander. Z lektury wyniosłam wiele, a o bohaterach nawet pisałam szkolne rozprawki.

Mam wiele do powiedzenia, istny potok słów. Jednak, naprawdę, nie wiem, jak mogę opisać fenomen autorki „Jeźdźca Miedzianego”.  W książce aż roi się od takich sentymentalnych, niepozornych drobiazgów. Świetny przykład to sukienka Tatiany, którą tak uwielbiał Aleksander lub dzień, w którym wzięli ślub. Niby szczegół, a buduje coś niepowtarzalnego. Jest ich wiele, nawet zastanawiam się nad napisaniem listy tych „magicznych szczegółów”.

Następna sprawa, to więź między Tatią, a Szurą, która jest czymś nie do opisania. Bierzesz książkę i czujesz, że trzymasz w rękach wszystkie możliwe emocje. I w tej chwili najbardziej mnie boli „50 twarzy Greya”. Dlaczego dzisiejsza wątpliwa „miłość” nie może być taka, jak kiedyś? Scen intymnych w „Jeźdźcu miedzianym” nie można nazwać seksem. Zakrawałoby to na nieopisaną ignorancję. Jeśli ktoś odważyłby się powiedzieć o ich miłości fizycznej wulgarnie, byłabym pierwszą osobą rzucającą kamień. Po prostu przy całym ich uczuciu, nie ma mowy o wulgarności. Tylko „młodzieńcza czystość”.

Obok miłości, w książce, figuruje wiele bólu. Dookoła śmierć, głód, nie ma się co dziwić, w końcu to wojna. Dodatkowo, jakby wszystkiego było za mało, życie w ZSRR nie należy do przyjemności. Totalitarny system sprawił, iż Rosjanie nie mają pojęcia, co znaczy „prywatność”. Istnieją tylko dobra wspólne. Może dzięki temu, to uczucie staje się jeszcze piękniejsze, bo niezniszczalne i niezmienne. Rzucił mi się w oczy brak pretensjonalności, całkowita zgoda z tym , co jest. Magia tej książki jest nieskończona.

„Prosiłeś mnie o słowo? Oto ono: NADZIEJA.”

Najbardziej poruszająca scena to zdecydowanie ta, w której ciężarna Tatiana przetacza swoją krew „martwemu” Aleksandrowi. Totalny brak słów.
„Jeździec miedziany” – bomba emocji. Cieszysz się szczęściem młodych ludzi, by później zapłakać nad ich ciężkim losem. Losem, który postanawia postawić na ich drodze mór, żeby utrudnić im dojście do szczęścia. Losem, który oddziela ich od siebie, na kilka lat. Żadna, ale to żadna książka nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Żadnej nie udało się wycisnąć tyle łez (wzruszenia, smutku). Momentami odstawiałam książkę, czułam już, że długo nie wytrzymam. Źródło wiary i nadziei. Absolutne arcydzieło.

Czuję się, jakbym sypała cukrem. No cóż, mam ogromny sentyment do tej powieści. Uważam poznanie tej historii za prawdziwy zaszczyt, a chwile z nią spędzone za prywatny eden.

„Jeździec miedziany” nie podlega ocenie, po prostu nie ma skali, która oceni ten fenomen.





Paullina Simons, Jeździec miedziany, stron 720, Wydawnictwo Świat Książki, 2010


2

środa, 18 stycznia 2017

Book Haul #1

Witajcie Człowieki! :")

Zaliczam kolejny pierwszy raz. Tym razem wjeżdżam z Book Haul’em. Książek nazbierało się aż z wakacji, mam w planach także konkurs z jedną z nich! Może uda Wam się zgadnąć, z którą?

Źródeł ich pochodzenia jest wiele, od booking crossing’u po zwykłą bibliotekę aż do księgarń. Jedne okazały się lepsze, inne nieco im ustąpiły. 

Natomiast reszta jest nieprzeczytana i albo pachnie świeżutkim tuszem drukarskim, albo „zapachem wielokrotnego użytku”, że tak to nazwę :D (wszystkie zapachy są wspaniałe, jeśli chodzi o książki!). Nie liczyłam co prawda, ile jest sztuk. Wydaje mi się, że całkiem pokaźny stosik się uzbierał.

Będą też pozycje, które kupiła moja siostra. Tak się złożyło, że też się zaraziła i proszę, kolejna nałogowa czytelniczka. Już wiem, jakie to jest wkurzające, kiedy kogoś o coś prosisz, a on nic nie robi, bo cały dzień czyta. W tym miejscu muszę przeprosić moją mamę :D Jeszcze w styczniu to byłam ja. Ze wstydem przyznaję, że czytam coraz rzadziej. Ciągle jest coś innego i w sumie tylko w wolnych chwilach staje się prawdziwym molem, który widzi tylko kartki i literki. Koncentracja też u mnie szwankuje i tak naprawdę czytam o jednym, a myślę o drugim. Tak więc czytanie na dzień dzisiejszy to dla mnie nie lada wyzwanie ;)



A teraz chciałabym zaprezentować Wam zdobycze, zaczynając od tych najstarszych.




ZAKUPY

·        „Dziewczyna z pociągu”
Prezent z okazji zakończenia roku szkolnego to coś, co chodziło mi po głowie od Wigilii. I w końcu ją mam! „Dziewczyna z pociągu”. Recenzja miała się pojawić już w wakacje, ale zdecydowałam, że pójdę jeszcze do kina na film i później zdecyduję, co było lepsze. (Jestem sceptykiem w tej kwestii, więc film na pewno jest gorszy :D) A kiedy już miałam się wybrać (wycieczka szkolna) na ten film, ostatecznie okazało się, że musimy pójść na coś innego. No i wezmę się za tę recenzję, ale jeszcze nie wiem kiedy ;p
PS. Okładka filmowa też jest piękna.
·        „Zanim się pojawiłeś”
Oto i ona, książka, o której wszyscy dyskutowali (nie pamiętam już kiedy). No… bo na przykład, mnie w ogóle nie przekonuje śliczna filmowa okładka i obrzydliwie romantyczno – dramatyczna historia. Jestem jedną z tych nielicznych osób, które są na „nie”. Poczytałam trochę recenzji, zakończenie znam i nie jestem zachwycona. To nie mój klimat, tak jak „Gwiazd naszych wina”. Wiem, że tej książki na pewno nie przeczytam! Na szczęście to nabytek mojej siostry. Dopowiem, że jej z kolei strasznie się podobała.
Zakupy na Znaku przyniosły nam takie książki, jak:
W ramionach gwiazd” oraz „Tajemny ogień”
Zacznę od zdobyczy siostry. „W ramionach gwiazd” została kupiona pod wpływem takiego impulsu, typu „mówią-kupię-może będzie fajna”. Co niestety zaskutkowało tym, że treść średnio się jednak podoba i do dzisiaj jest w stanie nienaruszonym. Natomiast na „Tajemny ogień” ją gorąco namawiałam, bo przyznam, że od dawna zwracałam na nią uwagę. Z tego co wiem, przypadła jej do gustu.
·        „Prawda o dziewczynie” i „Black Ice”
Jak widzicie, teraz moje pozycje, ale znowu zacznę od tej gorszej. Pierwsza to w ogóle wielki zawód, ale o tym więcej w recenzji. A druga to przyjemna niespodzianka.

Po jakimś czasie znowu skorzystałyśmy ze Znakowej promocji.

·        „Podaruj mi miłość” i „Gra w kłamstwa”
Tym razem siostra wybrała te dwie książki. Pierwszej jestem ciekawa, drugiej trochę mniej. Moja opinia o nich będzie musiała poczekać, aż skończę listę swoich lektur.
·        „Wybacz mi Leonardzie”
I to jest ten babski moment, kiedy po prostu musisz skorzystać z promocji (WOW) i coś kupić. Oczywiście to nie tylko tak, widziałam wcześniej gdzieś tę książkę, a nie ukrywam jej opis jest intrygujący. Aż chce się zajrzeć do środka.
No i jedna z Matrasa, w promocyjnej cenie 15 złotych.
·        „Pierwsza na liście”
Polska autorka, rekomendacja LC, ciekawe wątki.














BOOK CROSSING, BIBLIOTEKA, KOLEŻANKA


·        Saga o ludziach lodu
Autorkę absolutnie kocham za serię Najpiękniejszych opowiadań o miłości, którymi, jak to się teraz w internetach mówi – pozamiatała. To książki tak piękne, że kończąc jedną od razu rozpoczynałam drugą. Tutaj mam tylko kilka tomów (19-24 i 26) i niestety od środka, więc jeszcze poczekają aż dopełnię całą serię.
·        „Kwiaty na poddaszu” i „Jesteś cudem”
Te dwie również pochodzą z book crossingu. W efekcie obie oddałam siostrze, bo jednak nie mój klimat. A za jedną w zamian dostałam książkę „Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno” (ale to była prawdziwa licytacja :D).
·        „Jeden krok” i „Dotyk Crossa”
To już książki z biblioteki. Autorkę „Jednego kroku” pamiętam z jednej książki, która bardzo mi się podobała. Natomiast kiedyś już zaczynałam Crossa, ale jeszcze nie jestem do końca przekonana.
·        2 tomy Dimily
Drugi już przeczytany, trzeci się ciągnie. Mam okazję przeczytać, dzięki uprzejmości koleżanki.




BIEDRONKA


To w sumie też zakupy i też promocje, ale od ręki.
Wszystkie w cenie 10 zł.
·        „Powrót do Salem”
Nie słyszałam wcześniej o tej książce i w sumie nie mam zdania. Nabytek siostry.
·        „Coś do ocalenia” i „Wszystkie marzenia świata”
Od Cory Carmack czytałam pierwszą część tej trylogii i nawet byłam nią zadowolona. Ciekawy romans z dawką humoru.
Natomiast druga książka, to druga część „Białej wilczycy”, którą też planuje kupić.
Do tego „Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno”, ale w cenie 24,99 zł.




KONKURSY

Zostały jeszcze dwie wygrane książki, z których jestem najbardziej dumna :”)
·        „Grim”
W konkursie na LC. Pierwsza część serii PAX niesamowicie mnie wciągnęła i nie mogłam doczekać się drugiej części. Mam w planach skompletować całą serię.
·        „Uratuj mnie”
Czyli debiut polskiej autorki, młodej dziewczyny. Moja siostra już się dorwała i stwierdziła, że jest świetna. Wygrana u Natalii z bloga Książkowe Kocha Nie Kocha.


A co Wam podoba się najbardziej? :”)
17
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.