Co można
powiedzieć o Kredziarzu? Z pewnością nie to, że jest nijaki i banalny. Mnie
kupił swoją specyfiką i bezkompromisową szczerością.
Takie
debiuty to ja chcę zawsze, C.J. Tudor proszę pisz jak najwięcej takich
Kredziarzy.
„Ktoś mi
kiedyś powiedział, że sekrety są jak odbyty. Wszyscy je mamy, ale jedne są
brudniejsze od innych.”
Poza tym
będzie długo i namiętnie, więc radzę uzbroić się w cierpliwość ;)
Dzieci i
ryby głosu nie mają
Kreacja
bohaterów to wielka zaleta tej historii. Każdy z nich ma zupełnie inną psychikę
i osobowość, a to dało tej książce bardzo dużo. Nie oszukujmy się – w kryminale
fundamentem jest ciekawa, nieoczywista i owiana mgiełką tajemnicy (rozwiązana
zagadka musi mieć nierozwiązane wątki *ja tak to widzę*) zbrodnia, lecz zaraz
po niej najbardziej kluczowi są bohaterzy, którzy towarzyszą nam do jej
rozwiązania. A chyba nikt nie chciałby w tej kwestii flaków z olejem, które
psują efekt finalny swoją cuchnącą nudą?
Tak więc
cały efekt wypełniają naturalne i niewymuszone charaktery. Najlepszym
posunięciem w tej książce – za to autorce należą się pokłony – było
umieszczenie w niej dzieci. A dokładniej bandy dwunastolatków, do bólu
szczerych i w pewnym sensie niewinnych, a wszystko to jak przystało na dzieci.
Z perspektywy małego Eddiego poznajemy mieszkańców miasteczka – dorosłych z wieloma
mrocznymi tajemnicami. Kolejnym plusem jest sama charakteryzacja paczki
przyjaciół i jej różnorodności: inne charaktery, inna sytuacja materialna, inni
rodzice i inne spojrzenia. Jestem pod wrażeniem bardzo wiarygodnych opisów dziecięcych
spostrzeżeń, od razu rzuca się w oczy, że Autorka w tym temacie ma ogromne pole
do popisu.
„Wszystko
to były wymysły, ale plotki są jak zarazki. Roznoszą się i mnożą w mgnieniu oka
i zanim się człowiek zorientuje, wszyscy są zarażeni.”
Kolejną
interesującą kwestią jest opis rodziców. Mama i tata Eddiego są po trosze
ekscentryczni i dziwni, w dobrym znaczeniu tego słowa, bo również są jakimś
napędem tej książki i kolejną złotówką do jej bogactwa. Ona pracuje w klinice
aborcyjnej, on natomiast jest pisarzem, któremu niezbyt się powodzi. Ona nie ma
za wiele czasu dla syna, ale kocha go bezdyskusyjnie, a on jest totalnym
hipisem i naprawdę spoko ojcem. Ojca polubiłam od razu – broda, koszule w
kwiatki i pieczenie ciasteczek z synem, to jedynie nieliczne powody tej
sympatii. Oprócz tego ukazany został jak – duży subiektywizm – osoba myśląca
bardzo logicznie, a nadto dobra i taka naprawdę, sto procent ludzka. Pisząc to
mam na myśli jego wady i słabości.
Poza tym
zostaje matka Hoppa oraz rodzice Grubego Gava, można powiedzieć niebo a ziemia,
bo różnią się diametralnie. Gwen jest niezbyt zamożna i wychowuje syna
samotnie, pracuje jako sprzątaczka i chwyta się każdej możliwej fuchy, a z
synem i psem żyją w brzydkiej i biednej dzielnicy. Co innego Gruby Gav – ma rodziców
bogatych i gotowych spełniać wszystkie jego zachcianki, mieszka w pięknym domu
z dużym zadbanym ogrodem i wszyscy mu zazdroszczą. Tutaj włącza mi się temat
rzeka – Gwen poświęca całe swoje życie pracy, która tak naprawdę nie daje jej w
efekcie nic. Poza tym jest cicha, z lekka zacofana i „zawsze mówi, jakby kogoś
przepraszała”. Zgrozą i szczerą niechęcią napawa mnie niesprawiedliwość tej
książki, ale co można powiedzieć? To po prostu samo życie. Mimo wszystko „fajnie”
pokazana jest przyjaźń bez podziałów – dla dzieci nie jest ważne ile masz
pieniędzy, ani też jakiej jesteś płci.
Wyjęty
cytat z Biblii
„Może
jednak Kościół upodobnił się do centrów handlowych w większym stopniu, niż
myślałem. Niestety, mój koszyk jest nadal pusty.”
Innym
rodzicem okazał się wielebny Martin i zapewniam Was, że takim, którego nie
życzyłabym nikomu. Jest on ukazany bardzo negatywnie i też tak zostaje odebrany.
Mężczyzna to konserwatysta do wyrzygania, zaślepiony ideologią i myślący
zupełnie nieracjonalnie. A największy nacisk kładłabym na to, że on po prostu
tonął w hipokryzji, a dokładniej w hektolitrach hipokryzji. Albowiem wielebny
okazał się zakłamanym egoistą.
„Gdy teraz
o tym myślę, to wydaje mi się, że tak jak wielu radykałów, ci ludzie naprawdę
wierzyli, że robią coś dobrego, że przyświeca im jakiś wyższy cel. Tym łatwiej
było im usprawiedliwić wszystkie paskudne rzeczy, do jakich się posuwali.”
Autorka baaardzo
dużo czasu poświęciła religii, za co od niektórych, jestem pewna, zbierze
solidne cięgi. Co tu dużo mówić? W ten temat (i moje osobiste poglądy,
zbieżność maksymalna) wstrzeliła się bardzo dobrze i tak samo uraczyła nas
złotymi myślami. Chcąc nie chcąc nie można się z nią nie zgodzić, bo
spostrzeżenia są tak trafne jak żadne inne, które wcześniej miałam okazję
przeczytać. I tutaj chciałabym powiedzieć, że jestem zachwycona tą książką, BO jest tak mądra, ciekawa i zwyczajnie
dobra, że aż chce się więcej takiej literatury.
A jeśli
chodzi o aktualności, to jak już wspominałam wcześniej, przewinął się również
temat aborcji, a co z tym idzie demonstracji. Zderzenie dwóch zupełnie innych
planet o różnych poglądach. Tutaj również ciekawa kwestia, więc ponownie
zachęcam do osobistego zapoznania się z nią.
Co mały
Eddie zrobił, dorosły Ed nie zapomni
Narrator
jest tylko jeden i jest nim wspomniany Ed, aczkolwiek narracja ma dwie
perspektywy – małego chłopca i dorosłego mężczyzny. Swoją drogą język powieści
jest niewymuszony i lekki, co sprawia, że czyta się szybko i przyjemnie. Różnica
czasu to 30 lat, przy czym lata dzieciństwa to wspomnienia, z których
zapoznajemy się z całą historią. Ten zabieg okazał się być kolejnym korzystnym
posunięciem Autorki. Na początku o wiele bardziej podobała mi się historia z
perspektywy chłopca, aczkolwiek później obie przeplatały się tak irytująco
ciekawie, że nie zwracałam już na to najmniejszej uwagi. Co najlepsze – Autorka
wyczuwała moją ciekawość tak perfekcyjnie, że kiedy już nie mogłam wysiedzieć,
a moje nerwy zostały porządnie zszargane, ona kończyła i przenosiła mnie z
powrotem w teraźniejszość, bądź przeszłość w zależności od tego, gdzie akurat
byłam.
„Nic tak
nie gasi w człowieku zapału do urżnięcia się w trupa jak kontakt z innym
pijakiem.”
Ed trochę
przypominał mi bohaterkę Dziewczyny z
pociągu, bo jak możecie się domyślić, za kołnierz to on nie wylewał. Poza
tym czułam się dobrze w jego towarzystwie i bardzo odpowiadały mi jego niezwykłe
(żeby nie napisać specyficzne :D) poczucie humoru i osobowość. Szczerze go
polubiłam, mimo że czasami postąpiłabym inaczej niż on. Osobą był naprawdę
okej, ale z żalem muszę przyznać, że jego dorosłe życie było nudne i nijakie
(niestety). Nie miało to jednak wpływu na akcję i jej zawrotne tempo.
Widać tutaj
też niemałą przemianę wszystkich postaci. Z beztroskich dzieciaków
przeistaczają się w dorosłych ludzi, z bagażem doświadczeń i traumatycznych wspomnień.
Poza tym jak
na „przeciętny” kryminał, to śmiertelność jest tu nieprzeciętna. Śmierci w tej
książce jest tyle, co trafnych spostrzeżeń. Pal licho same umieranie, gorszy
jest jego sposób. Ja po tej książce jestem autentycznie wystraszona perspektywą
starości, bo – O tak, moi mili! – nie wszyscy tam umierali wskutek morderstwa.
I może jestem dziwna, ale te drugie sposoby mną wstrząsnęły o wiele bardziej.
Te wszystkie choroby to kolejne okropieństwo, które z rzeczywistością ma, nad
czym ubolewam, wiele wspólnego.
Wiecie
dlaczego ta książka może bez żadnej skazy przyjąć tytuł wybitnego thrillera
psychologicznego? Podczas czytania opisów i przemyśleń ja naprawdę to czułam.
Byłam wprost oczarowana zdolnościami pisarskim i spostrzegawczością Autorki,
która pisała jak świetny psycholog. Bardzo trafnie zostały ukazane słabości i
wady ludzkie, a także wpływ społeczeństwa, rodziców i sytuacji na bohaterów.
Nie wiemy co my byśmy zrobili w danej sytuacji i możemy się tylko tego
domyślać. Bardzo łatwo jest coś oceniać, będąc (brzydkim) ignorantem.
Matematyka
i stereotypy
O dwóch
rzeczach, z którymi się nie lubię. Tytułowy Kredziarz wydał mi się postacią
mistyczną i trochę nie pasującą do całej akcji (gdy go poznałam), aczkolwiek
nie bez powodu miał on w książce swoje miejsce. Nawet, jeśli do tej pory
zastanawiam się nad jego rolą i tym, dlaczego „został tytułem książki” –
właśnie po napisaniu tego zdania mam już hipotezę (cała ja). W każdym razie
uwielbiam tę postać na równi z Edem i jego ojcem, serio. Pan Halloran to
nauczyciel po trzydziestce zakochany z wzajemnością w szesnastolatce, a co z
tym idzie obleśny pedofil, nadający się do spalenia na stosie! Ludzie dobrej
woli mimo swej całej niezmierzonej miłości do bliźniego, prawdziwi i szanujący
się chrześcijanie, plują mu w twarz. Wyczuwam hipokryzję, Wy też? Żałuję, że
Autorka poświęciła mu tak mało miejsca, bo był on naprawdę dziwaczną postacią,
którą polubiłam, a która (MINI
SPOILER ALERT!) skończyła smutno i tragicznie. Może mam wypaczone
poczucie romantyzmu, ale ten wątek był piękny i urzekający. Poświęciłam mu
kilka (w dużym, ogromnym, gigantycznym cudzysłowie) łez.
„ Musisz
zrozumieć, że bycie dobrym człowiekiem nie polega na śpiewaniu hymnów czy
modleniu się do jakiegoś mitycznego bóstwa. Nie chodzi o noszenie krzyżyka i
chodzenie co niedziela do kościoła, ale o to, jak traktujesz innych ludzi.
Dobry człowiek nie potrzebuje religii, bo wystarczy mu przekonanie, że
postępuje właściwie.”
Jak się
okazuje (brakowało mi tego w literaturze) Autorka poświęciła sporo czasu
również na kwestię dużej różnicy wieku w „związkach”, a jednak nie oceniała ich.
Były w tej książce trzy takie pary, każda ukazana inaczej. Wiem, że robię się
nudna, ale naprawdę warto przeczytać tak piękną i wartościową książkę! Kto by
pomyślał, że tak opiszę thriller, a jednak...
Co mi się
nie podobało
Jeśli chodzi
o to, co mi się nie podobało, to jest również kilka rzeczy:
©
Niezakończone
wątki lub zakończone nie tak jak chciałam (wiem, że zachowuję się jak
rozkapryszona dziewczynka, ale to wina tak świetnej książki :p). W niektórych
był ogromny potencjał i z całego serca żałuję, że nie mogłam przeczytać o nich
choć kilka(dziesiąt) kartek więcej.
©
Relacja
Chloe z Edem. Myślałam w swej romantycznej głupocie, że może coś między nimi
będzie, bo tak „fajnie” się dogadywali i w ogóle, no ale cóż… Jest mały zawód.
©
To
jest coś w stylu podobało mi się bardzo, ale nie podobało mi się wcale. Prawda
jest taka, że jestem obrzydliwą marzycielką i idealistką i … nie mogę za nic
pogodzić się z przemijaniem ludzi i miejsc i za każdym razem to boli mnie tak
samo. Gdy czytałam jak wszystko zmieniło się po tych trzydziestu latach, to z
trudem powstrzymywałam łzy żalu. Tutaj Autorka mnie złapała i dobiła.
©
Zbyt
mało… wszystkiego. Mam ogromny niedosyt połączony ze świadomością
nieuchronnego. Wiadomo samo przez się, że wszystko się kończy i zmienia, ale
ciężko mi było się z tym pogodzić. Czułam się tam tak dobrze, że z przykrością
patrzę na tylną stronę okładki Kredziarza.
„Problem w
tym, że prawdy nie można sobie wybrać. Prawda ma to do siebie, że po prostu
jest.”
Z drugiej
strony cieszę się, że ta książka jest właśnie taka, a nie inna. Nie zmieniłabym
w niej nic, pomimo, że nie wszystko mi się podobało.
Książka porusza wiele ważnych i aktualnych problemów, myślę, że warto zapoznać się ze spojrzeniem, które prezentuje.
Podsumowując
Kredziarz to wyjątkowo mądra i wartościowa, a
zarazem słodko-gorzka historia, którą zapamiętam na długi czas i pewnie
niejednokrotnie do niej wrócę. Jest w niej wiele tematów kontrowersyjnych,
wiele trudnych wyborów, ogrom emocji i świetnie ukazana psychologia człowieka. Ja
pokochałam ją za bezkompromisowość i specyfikę, a także za człowieczeństwo,
które jest w niej zawarte. Jestem absolutnie i bezdyskusyjnie oczarowana tą
historią i polecam ją wszystkim bez wyjątku!
Tłumaczył Piotr Kaliński
C.J. Tudor, Kredziarz, stron 384,
Wydawnictwo Czarna Owca, 28.02.2018
★★★★★★★★★★
Jest następna w kolejce, więc mam nadzieję, że zachwyci mnie tak, jak Ciebie! :)
OdpowiedzUsuńaga-zaczytana.blogspot.com
Czekam w takim razie na Twoją opinię :D
UsuńJa się chyba załamię, dlaczego tak późno jest wydawana? Lecę szukać jakiś ofer z przedpremier w empiku :/
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawiłaś tą recenzją! Nigdy nie czytałam nic z kryminałów, chyba czas zacząć :D
Naprawdę warto! Mi się bardzo podobała i mam nadzieję, że jak już ją dorwiesz, to i Ciebie zachwyci :")
UsuńŚwietna recenzja! Mnie ta wyjątkowa książka również oczarowała :D
OdpowiedzUsuń5! Dziękuję bardzo, chętnie przeczytam Twoją recenzję :D
UsuńUwielbiam tę książkę! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Dolina Książek
No to jesteśmy dwie :D <3
UsuńPozdrawiam!
Dużo się teraz słyszy o tej książce, ale ja jakoś jestem sceptycznie nastawiona, więc sama nie wiem czy przeczytam. Ale zgadzam się, że grzbiet ma boski!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
Szelest Stron
Ja zachęcam, aczkolwiek zrobisz jak uważasz :") Sama byłam tak nastawiona, bo trochę zamieszania wokół niej było i myślałam, że to w dużym stopniu wyolbrzymione. A teraz jestem mile zaskoczona, więc polecam :D
UsuńPozdrawiam <3
Książka ogromnie mnie zaintrygowała! Bardzo podobają mi się dwa wątki: jeden z dzieciństwa, drugi już z dorosłości. Poza tym trafione cytaty i sam wygląd tej książki... Koniecznie muszę po nią sięgnąć!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zapraszam do mnie
Oczywiście zachęcam! :D
UsuńPozdrawiam!
Jak zwykle jestem na szarym końcu, jeśli chodzi o słyszenie i dowiadywanie się o nowych pozycjach^^;;
OdpowiedzUsuńZ Twojej recenzji wyłania się książka interesująca, niegłupia i smutna w opisach przemijania. Za to jej grzbiet to istne cudeńko:P
To tak jak ja, więc nie przejmuj się. To, że do mnie trafiła to cud i przypadek w jednym :D Taka jest, ale mnie chwyciła za serce :) Zgadzam się, grzbiet to prawdziwy hit :D
UsuńPrzeczytałam, jednak dopiero zabieram się za recenzję. Mi również "Kredziarz" bardzo się podobał. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Alice
Na pewno wpadnę i przeczytam Twoją recenzję :")
UsuńPozdrawiam!