wtorek, 22 sierpnia 2017

"Przyniosłeś ciszę, najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszałam" | "Bez słów" Mia Sheridan



O tej książce można nasłuchać się co nie miara, a na dodatek w samych superlatywach (mówię o tym, z czym ja się spotkałam). Każdego zagorzałego książkoholika, w tym oczywiście mnie, kusiła niemiłosiernie swoją zawartością. Oczekiwałam od niej naprawdę dużo, zresztą jak od każdej książki tak wychwalanej. Czekałam z niecierpliwością na wszystkie chwile zachwytu i wzruszeń, które miała mi podarować w zamian za wspólnie spędzony czas. Niestety takowych było tyle, co kot napłakał.

NIEZASŁUŻONE "OCHY" I "ACHY"

Niestety, ludzie. Ja się zawiodłam dosyć mocno, jeśli nie bardzo.  Mia Sheridan stanęła w szranki z Brittainy C. Cherry, i to tej drugiej pani jestem fanką. Obie książki kupiłam ze względu na to, że chciałam w końcu wiedzieć o co jest ten szum. Sheridan (tak mi się wydaje) jest bardziej popularna od Cherry, to o jej książkach było baaardzo głośno. Liczyłam na zaciętą walkę, ale Bez słów moim zdaniem sporo ustępuje Powietrzu, którym oddycha. Przy tamtej książce śmiałam się, ryczałam jak bóbr i zakochiwałam. A przy tej… cóż, wydaje mi się, że jest „sztywna”. Bywały momenty, kiedy się uśmiechałam, ale nic więcej. Ten zawód boli.

MASZ PŁAKAĆ, TERAZ!

Czytając, czułam się jak marionetka. Były momenty, kiedy miałam nieodparte uczucie, że Autorka oczekuje ode mnie łez, może nawet całego morza. Przejścia Bree zupełnie mnie nie przekonały (nie, nie jestem nieczuła). Niezbyt ją polubiłam, wydawała mi się odrobinę sztuczna. Ze wszystkim pozostawała wręcz w lukrowych relacjach, pełnych sympatii i miłości. Trauma po poznaniu Archera przeszła jej w trymiga, a ona sama zakochała się na zabój i postanowiła wziąć się za działalność dobroczynną. Wybaczcie mi sarkazm, ale ta postać nie przekonała mnie ani trochę. Natomiast Archer jest postacią jeszcze bardziej wyidealizowaną niż Bree, z dużo cięższymi przejściami. Nie zakochałam się w nim ani trochę (lojalność w stosunku do Kuca ;) Wydał mi się postacią wyidealizowaną do bólu – materiał na faceta idealnego. Niestety po raz kolejny miałam wrażenie, że Autorka ma na celu wylanie na mnie eliksiru miłosnego. Archer jest postacią zranioną do szpiku kości, z naprawdę bolesną przeszłością i w sumie na tym mogłabym skończyć wyliczanie rzeczy, które czynią go choć trochę realistycznym. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mam go kochać, bo pomimo tego, że nie mówi, jest samotnikiem i trochę sierotką w życiu, okazał się tak wspaniałym i silnym facetem. Dając już spokój głównym bohaterom, chciałabym przejść do Travisa i mieszkańców miasteczka. On to taki typowy manipulant, mąci ile może i ile tylko się da – tak mu się w życiu nudzi. Natomiast reszta mieszkańców to ludzie do bólu życzliwi, pomijając fakt, że plotkarze jakich mało. Zdecydowanie nie lubię z tej książki nikogo i jest mi z tego powodu przykro.

ZWRACAM HONOR

Żeby już nie smęcić i nie narzekać, chciałabym przejść do zalet tej historii.

Po pierwsze – największą zaletą moim zdaniem okazało się miejsce. Pelion jest malownicze i śliczne, od razu przywodzi na myśl małe, klimatyczne amerykańskie miasteczko. Przyjemnie mi się wyobrażało te wszystkie tereny. Domki, w których mieszkali Bree i Archer, pobudzały moją wyobraźnię do czerwoności.
Po drugie – piękna przemiana z gąsienicy w motyla. Archer na początku jest niepewny, zlękniony, osamotniony i nieufny pomijając, że o życiu wie tyle, ile mrówka o byciu słoniem. Po poznaniu Bree jego egzystencja nabiera sensu i tempa, a on przestaje być życiową sierotką i znajduje swoje klejnoty. Jeśli mam być poważna, to powiem Wam, że to w tej książce podobało mi się najbardziej. Jest w niej cudowny przekaz. Jeden człowiek może zrobić dla drugiego naprawdę dużo – może zwrócić mu normalne życie. Także wiecie… wzruszyłam się troszkę.

TECHNICZNIE 

Narracja w pierwszej osobie jak zawsze na propsie. Większość relacjonuje Bree, Archer się czasami wtrącił. Trochę powrotów do przeszłości Archera, aczkolwiek nie dużo (mnie trochę nudziły). Dla mnie ta powieść to nieudolna gra na uczuciach. Czasami za dużo dramatu, a czasami za dużo brokatu. Nic w idealniej ilości. Czułam zbyt poważnie czytając tę książkę, mało tego przeciągałam ją jak żadną inną. Nie pamiętam, żeby cokolwiek teraz tak długo czytała. Bywało, że odkładałam ją na półkę na kilka dni (!!!). Nie było żadnego momentu, w którym nie mogłabym wysiedzieć z zachwytu. Uśmiechy mogłabym wyliczyć na palcach jednej ręki, a łezka poleciała jeden skąpy raz. Przykro mi, że ta książka okazała się dla mnie w większej części porażką.

NA KONIEC

Mam nadzieję, że jeszcze mnie lubicie :D

Tym razem Mia Sheridan nie wciągnęła mnie i nie zachwyciła swoją historią. Bez słów posiada jednak bardzo piękny przekaz. Opowiada o nadziei, którą można wskrzesić i życiu, które można podarować komuś na nowo. Dla mnie największymi wadami byli nierealni bohaterowie i zbyt oczywista manipulacja uczuciami czytelnika. Wiem, że i tak przeczytacie (sama bym tak zrobiła), a nawet Was do tego zachęcę. Myślę, że warto poznać tę historię, choćby ze względu na wartościową przemianę Archera.


Tłumaczyła Martyna Tomczak
Mia Seridan, Bez Słów, stron 384, Wydawnictwo Otwarte, 2016

★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)
UDOSTĘPNIJ TEN POST

13 komentarzy :

  1. Mi tak jak jeszcze całkiem dobrze czytało się większość książki, to kiedy dotarłam to ostatnich wydarzeń to się załamałam ich absurdalnością. Jak dla mnie były kompletnie niepotrzebne i zwyczajnie głupie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ta historia jest zbyt wyidealizowana i nierealna...

      Usuń
  2. Na szczęście ja tej książki tak nie odebrałam i mi się bardzo podobała. A nawet więcej - dla mnie to najlepsza powieść Sheridan (oczywiście z tych wydanych w Polsce) i czekam na więcej :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Tobie się spodobała :")
      Pozdrawiam również!

      Usuń
    2. A myślałam że będzie to tak dobrą książką

      Usuń
  3. Może akurat Tobie się spodoba :")

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że Tobie aż tak się nie spodobała. Ja ją uwielbiam :) Ale coś z tego może mieć wpływ okładka, bo jest boska <3 Tak ta przemiana Archera była na plus i fajnie ją nazwałaś ^^ Na koniec: Dalej Cię lubię ;)

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój dziwaczny gust dał o sobie znać ;p W każdym razie cieszę się, że Tobie ta lektura przypadła do gustu :) Okładka bez dwóch zdań jest przepiękna <3 W dalszym ciągu uważam, że ta książka jest dosyć wartościowa :) Bardzo się cieszę <3 :D

      Pozdrawiam :")

      Usuń
  5. Dla mnie ta książką była mega wzruszająca i piękna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o książki Mii to ta chyba jest moją ulubioną, szkoda, ze Cię zawiodła ale w porównaniu z Cherry w sumie się nie dziwię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przeczytałam najpierw tę od Cherry, a później tę i był lekki niedosyt ;) Niestety to nie była historia dla mnie, ale siostra ucieszona z prezentu :D

      Usuń
  7. To była pierwsza książka autorki, jaką przeczytałam i mi właśnie bardzo się podobała. Byłam nią zachwycona. Ale potem sięgnęłam po dwie kolejne książki autorki "Bez szans" i "Bez winy" - i na tych dwóch się zawiodłam. :/

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.