O tej
książce można nasłuchać się co nie miara, a na dodatek w samych superlatywach
(mówię o tym, z czym ja się spotkałam). Każdego zagorzałego książkoholika, w
tym oczywiście mnie, kusiła niemiłosiernie swoją zawartością. Oczekiwałam od
niej naprawdę dużo, zresztą jak od każdej książki tak wychwalanej. Czekałam z
niecierpliwością na wszystkie chwile zachwytu i wzruszeń, które miała mi
podarować w zamian za wspólnie spędzony czas. Niestety takowych było tyle, co
kot napłakał.
NIEZASŁUŻONE "OCHY" I "ACHY"
Niestety,
ludzie. Ja się zawiodłam dosyć mocno, jeśli nie bardzo. Mia Sheridan stanęła w szranki z Brittainy C.
Cherry, i to tej drugiej pani jestem fanką. Obie książki kupiłam ze względu na
to, że chciałam w końcu wiedzieć o co jest ten szum. Sheridan (tak mi się
wydaje) jest bardziej popularna od Cherry, to o jej książkach było baaardzo
głośno. Liczyłam na zaciętą walkę, ale Bez
słów moim zdaniem sporo ustępuje Powietrzu,
którym oddycha. Przy tamtej książce śmiałam się, ryczałam jak bóbr i
zakochiwałam. A przy tej… cóż, wydaje mi się, że jest „sztywna”. Bywały
momenty, kiedy się uśmiechałam, ale nic więcej. Ten zawód boli.
MASZ PŁAKAĆ, TERAZ!
Czytając,
czułam się jak marionetka. Były momenty, kiedy miałam nieodparte uczucie, że
Autorka oczekuje ode mnie łez, może nawet całego morza. Przejścia Bree zupełnie
mnie nie przekonały (nie, nie jestem nieczuła). Niezbyt ją polubiłam, wydawała
mi się odrobinę sztuczna. Ze wszystkim pozostawała wręcz w lukrowych relacjach,
pełnych sympatii i miłości. Trauma po poznaniu Archera przeszła jej w trymiga,
a ona sama zakochała się na zabój i postanowiła wziąć się za działalność
dobroczynną. Wybaczcie mi sarkazm, ale ta postać nie przekonała mnie ani
trochę. Natomiast Archer jest postacią jeszcze bardziej wyidealizowaną niż
Bree, z dużo cięższymi przejściami. Nie zakochałam się w nim ani trochę
(lojalność w stosunku do Kuca ;) Wydał mi się postacią wyidealizowaną do bólu –
materiał na faceta idealnego. Niestety po raz kolejny miałam wrażenie, że
Autorka ma na celu wylanie na mnie eliksiru miłosnego. Archer jest postacią
zranioną do szpiku kości, z naprawdę bolesną przeszłością i w sumie na tym
mogłabym skończyć wyliczanie rzeczy, które czynią go choć trochę realistycznym.
Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mam go kochać, bo pomimo tego, że nie mówi,
jest samotnikiem i trochę sierotką w życiu, okazał się tak wspaniałym i silnym
facetem. Dając już spokój głównym bohaterom, chciałabym przejść do Travisa i
mieszkańców miasteczka. On to taki typowy manipulant, mąci ile może i ile tylko
się da – tak mu się w życiu nudzi. Natomiast reszta mieszkańców to ludzie do
bólu życzliwi, pomijając fakt, że plotkarze jakich mało. Zdecydowanie nie lubię
z tej książki nikogo i jest mi z tego powodu przykro.
ZWRACAM HONOR
Żeby już nie
smęcić i nie narzekać, chciałabym przejść do zalet tej historii.
Po pierwsze
– największą zaletą moim zdaniem okazało się miejsce. Pelion jest malownicze i
śliczne, od razu przywodzi na myśl małe, klimatyczne amerykańskie miasteczko.
Przyjemnie mi się wyobrażało te wszystkie tereny. Domki, w których mieszkali
Bree i Archer, pobudzały moją wyobraźnię do czerwoności.
Po drugie –
piękna przemiana z gąsienicy w motyla. Archer na początku jest niepewny,
zlękniony, osamotniony i nieufny pomijając, że o życiu wie tyle, ile mrówka o
byciu słoniem. Po poznaniu Bree jego egzystencja nabiera sensu i tempa, a on
przestaje być życiową sierotką i znajduje swoje klejnoty. Jeśli mam być
poważna, to powiem Wam, że to w tej książce podobało mi się najbardziej. Jest w
niej cudowny przekaz. Jeden człowiek może zrobić dla drugiego naprawdę dużo –
może zwrócić mu normalne życie. Także wiecie… wzruszyłam się troszkę.
TECHNICZNIE
Narracja w
pierwszej osobie jak zawsze na propsie. Większość relacjonuje Bree, Archer się
czasami wtrącił. Trochę powrotów do przeszłości Archera, aczkolwiek nie dużo
(mnie trochę nudziły). Dla mnie ta powieść to nieudolna gra na uczuciach.
Czasami za dużo dramatu, a czasami za dużo brokatu. Nic w idealniej ilości.
Czułam zbyt poważnie czytając tę książkę, mało tego przeciągałam ją jak żadną
inną. Nie pamiętam, żeby cokolwiek teraz tak długo czytała. Bywało, że
odkładałam ją na półkę na kilka dni (!!!). Nie było żadnego momentu, w którym
nie mogłabym wysiedzieć z zachwytu. Uśmiechy mogłabym wyliczyć na palcach
jednej ręki, a łezka poleciała jeden skąpy raz. Przykro mi, że ta książka
okazała się dla mnie w większej części porażką.
NA KONIEC
Mam
nadzieję, że jeszcze mnie lubicie :D
Tym razem
Mia Sheridan nie wciągnęła mnie i nie zachwyciła swoją historią. Bez słów posiada jednak bardzo piękny
przekaz. Opowiada o nadziei, którą można wskrzesić i życiu, które można
podarować komuś na nowo. Dla mnie największymi wadami byli nierealni
bohaterowie i zbyt oczywista manipulacja uczuciami czytelnika. Wiem, że i tak przeczytacie
(sama bym tak zrobiła), a nawet Was do tego zachęcę. Myślę, że warto poznać tę
historię, choćby ze względu na wartościową przemianę Archera.
Tłumaczyła Martyna Tomczak
Mia Seridan, Bez Słów, stron 384,
Wydawnictwo Otwarte, 2016
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)
Mi tak jak jeszcze całkiem dobrze czytało się większość książki, to kiedy dotarłam to ostatnich wydarzeń to się załamałam ich absurdalnością. Jak dla mnie były kompletnie niepotrzebne i zwyczajnie głupie...
OdpowiedzUsuńDla mnie ta historia jest zbyt wyidealizowana i nierealna...
UsuńNa szczęście ja tej książki tak nie odebrałam i mi się bardzo podobała. A nawet więcej - dla mnie to najlepsza powieść Sheridan (oczywiście z tych wydanych w Polsce) i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Cieszę się, że Tobie się spodobała :")
UsuńPozdrawiam również!
A myślałam że będzie to tak dobrą książką
UsuńMoże akurat Tobie się spodoba :")
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Tobie aż tak się nie spodobała. Ja ją uwielbiam :) Ale coś z tego może mieć wpływ okładka, bo jest boska <3 Tak ta przemiana Archera była na plus i fajnie ją nazwałaś ^^ Na koniec: Dalej Cię lubię ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
Szelest Stron
Mój dziwaczny gust dał o sobie znać ;p W każdym razie cieszę się, że Tobie ta lektura przypadła do gustu :) Okładka bez dwóch zdań jest przepiękna <3 W dalszym ciągu uważam, że ta książka jest dosyć wartościowa :) Bardzo się cieszę <3 :D
UsuńPozdrawiam :")
Dla mnie ta książką była mega wzruszająca i piękna.
OdpowiedzUsuńKwestia gustu ;)
UsuńJeśli chodzi o książki Mii to ta chyba jest moją ulubioną, szkoda, ze Cię zawiodła ale w porównaniu z Cherry w sumie się nie dziwię :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam najpierw tę od Cherry, a później tę i był lekki niedosyt ;) Niestety to nie była historia dla mnie, ale siostra ucieszona z prezentu :D
UsuńTo była pierwsza książka autorki, jaką przeczytałam i mi właśnie bardzo się podobała. Byłam nią zachwycona. Ale potem sięgnęłam po dwie kolejne książki autorki "Bez szans" i "Bez winy" - i na tych dwóch się zawiodłam. :/
OdpowiedzUsuń